Jadwiga Leszczyńska
W marcu 2007 roku w mojej poczcie elektronicznej znalazłam wiadomość o następującej treści:
„Drodzy Koledzy,
Jestem gotów na spotkanie z Wami w kwietniu. Musicie tylko ustalić wcześniej termin, bo mam bardzo dużo zajęć. Nie wiem, czy macie życiorys mojej Matki. Załączam go na wszelki wypadek po naniesieniu poprawek i uszczegółowień.
Łączę pozdrowienia
Wacław Leszczyński„
Ten właśnie list stał się przyczynkiem do spotkania wiosną 2007 roku grupy gimnazjalistów uczęszczających do Publicznego Gimnazjum w Pokoju z synem Jadwigi Leszczyńskiej, kobiety, której śladów uporczywie poszukiwali przez wiele miesięcy roku szkolnego 2006/2007. Stanowiło ono zwieńczenie pracy w projekcie poświęconemu tej niezwykłej kobiecie. Jednak zanim wyprawa do uroczego domku na wrocławskim Biskupinie doszła do skutku wiele się wydarzyło…
Wrzesień 2006. Pierwsze spotkanie z Jadwigą Leszczyńską
Podczas wczorajszego posiedzenia rady pedagogicznej wszyscy poloniści naszej szkoły dostali do rąk kserokopie fragmentów pamiętnika autorstwa Jadwigi Leszczyńskiej „Wyzwolenie Magdy Łazduńskiej” zawartego w tomie o wspólnym tytule „Wyjście na prostą. Pamiętniki z lat 1944 – 1969”. Poproszono nas o wnikliwe zapoznanie się z jego treścią oraz zaproponowano, by zainteresować nią naszych uczniów podczas realizacji zadań programowych związanych z literacką twórczością regionalną.
Ów niezbyt obszerny, aczkolwiek pisany ładną, przejrzystą polszczyzną, tekst opowiada o losach nauczycielki, która nieomal natychmiast po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku pojawiła się na ziemiach odzyskanych z zamiarem reaktywowania działalności szkoły podstawowej w Pokoju. Sama Leszczyńska na kartach pamiętnika o pierwszych wrażeniach z Opolszczyzny opowiada tak: „ Opole – ciche miasto bez tramwajów, ruchu. Domy stoją całe, nie licząc tu i ówdzie zniszczonych i wypalonych do cna.(…) Sklepy przeważnie pozamykane, zabite deskami. Na każdym kroku znać rękę szabrowników. Nie wstępuję do inspektoratu – wolę przed ostateczną decyzją obejrzeć to – o pięknej nazwie – Wyzwolenie.” (Pod ostatnim słowem cytatu kryje się Pokój).
Z jakiegoś tajemniczego powodu nazwy wszystkich miejscowości znajdujących się na terenie gminy Pokój zostały przez autorkę pamiętnika zaszyfrowane. Wyzwolenie to Pokój, Żabieniec to Zieleniec, Wólka – Dąbrówka Dolna, Górzyce – Winna Góra, Myszołowiec – Krogulna, Radziej – Ładza… Dlaczego Jadwiga Leszczyńska to zrobiła? Co stanowiło przyczynę próby ukrycia prawdziwych danych? Pojawienie się tego typu zagadek gwarantowało, że młodzież się opowieścią pani Jadwigi zainteresuje i będzie uporczywie dążyć do ich wyjaśnienia.
Koniec września 2007 - W poszukiwaniu dawnych lat
Szybko okazało się, że wśród trzecioklasistów znalazła się grupa entuzjastów chętnych do poszukiwania śladów działalności pierwszej powojennej nauczycielki. Zaczęliśmy od wnikliwej analizy treści pamiętnika. Siłą rzeczy dzieci najbardziej ekscytowały się czytając opisy własnych miejscowości i oczywiście szkoły. Jadwiga Leszczyńska już drugiego dnia pobytu na Śląsku Opolskim odwiedziła to miejsce, a potem opisała następującymi słowami: „Zaraz za ogrodem zboru ewangelickiego – to, co mnie interesuje najwięcej – szkoła. (…) Trochę cofnięty od drogi budynek z czerwonej cegły, boisko duże; za sztachetami w głębi ogród warzywny. Przy boisku murowany budyneczek gospodarski. (…) całość sprawia dodatnie wrażenie”. Wielką satysfakcję u małoletnich historyków wzbudził fakt, że łatwo było potwierdzić, iż opisywany budynek nie tylko nadal istnieje, ale także pełni tę samą rolę. Po dziś dzień stanowi tę część obecnego gimnazjum, w której mieści się sala komputerowa, sekretariat, pokój nauczycielski i oczywiście klasy. To naprawdę niezwykłe i fascynujące, że oto dzięki splotowi wielu przypadków Jadwiga Leszczyńska i jej pamiętniki zmobilizowały nas, żyjących w tym samym miejscu 70 lat później, do podjęcia mentalnej podróży w przeszłość.
Wacław Leszczyński, syn Jadwigi
W pamiętnikach Leszczyńskiej znajduje się wzmianka o „chłopcach”, czyli jej synach, którzy pod opieką babci przetrwali wojnę w Zakopanem, a od 22 sierpnia 1945 roku zamieszkali wraz Jadwigą w Pokoju. Postanowiliśmy ich odszukać. Ku ogromnej uciesze młodzieży internetowa wyszukiwarka błyskawicznie wskazała Wacława Leszczyńskiego, profesora Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Wystarczył jeden e-mail i wszystko stało się jasne: mamy syna Jadwigi!!! Właśnie dzięki niemu mogliśmy poznać i odtworzyć nie występującą w pamiętniku część życiorysu Jadwigi Leszczyńskiej. Oto fragmenty listu pana Wacława skierowanego w lutym 2007 do młodzieży Publicznego Gimnazjum w Pokoju:
Młodość Leszczyńskiej - Dom rodzinny
„Jadwiga Leszczyńska urodziła się 21 lipca 1902 roku w Warszawie, w zamożnej rodzinie Wacława i Emilii Manduk. Wychowywała się w patriotycznej atmosferze. Już jej matka jako dziewczynka przemycała z Krakowa do zaboru rosyjskiego zakazane książki o historii Polski. (…) W domu Jadwigi żywe były tradycje powstańcze od kościuszkowskiego począwszy. Co niedzielę po rodzinnym obiedzie w domu Manduków śpiewano patriotyczne pieśni. Mała Jadzia szczególnie mocna przeżyła wypadki rozgrywające się w Warszawie w 1905 roku, potem walkę o polską szkołę, w którą była mocno zaangażowana jej matka, wreszcie pierwszą wojnę światową. Jadwiga była świadkiem jak jej koledzy – harcerze po odzyskaniu niepodległości rozbrajali rosyjskich żołnierzy. Ona sama zaś jako osiemnastoletnia dziewczyna podczas wojny z bolszewikami w 1920 roku pracowała jako sanitariuszka w szpitalu polowym Polskiego Białego Krzyża Fundacji Heleny Paderewskiej w Warszawie. (…)
Edukacja
Ze względu na słabą kondycję fizyczną Jadwiga uczyła się początkowo na prywatnych kompletach, a potem w znanym Gimnazjum Kowalczykówny w Warszawie, w 1924 ukończyła Państwowe Kursy Nauczycielskie, a wreszcie podjęła studia w Studium Pracy Społeczno – Oświatowej, które ukończyła w roku 1930. Władała biegle językiem francuskim, nieco słabiej - niemieckim. W okresie studiów poza postawą patriotyczną odkryła w sobie również potrzebę zaangażowania się w sprawy społeczne. (…)
Pierwsza praca
Zgodnie ze swymi ideałami rodem wprost z „Siłaczki” Żeromskiego postanowiła „nieść oświaty kaganiec” do najbardziej zapadłych krańców II Rzeczypospolitej, w tym konkretnym wypadku na ówczesne „kresy wschodnie”. Mimo, że miała u rodziców zapewniony dostatni byt w rodzinnym domu w Warszawie, podjęła w 1924 roku pracę nauczycielki jednoklasówki miejscowości (tu kryje się pomysł na nazwisko występujące w tytule pamiętników) Łazduny, 15 km od stacji kolejowej w powiecie Wołożyn, województwie nowogródzkim. Tam zorganizowała szkołę i jako jedyna nauczycielka w całej placówce, nauczała 5 lat. Dodatkowo prowadziła kursy dla dorosłych i uczyła w Gminnej Szkole Rolniczej. Żyła w niebywale prymitywnych warunkach, chociaż w domu rodzinnym przywykła do wszelkich wygód, jeśli nie luksusów. Na dokładkę w tych niespokojnych czasach sypiała z rewolwerem pod głową obawiając się grasujących po okolicy band. Lekcje zaczynała o piątej rano, by dzieci zdążyły „na pasionki”, czyli do swoich codziennych obowiązków przy pasieniu bydła. Dla dwudziestki najlepszych uczniów Jadwiga z własnych funduszy zorganizowała wycieczkę do Warszawy. Dzieci przez dwa tygodnie były zakwaterowane u rodziców swojej nauczycielki i poznały wszystkie najważniejsze zabytki i ciekawe miejsca stolicy, włącznie z ogrodem zoologicznym (…) W 1929 roku ze względu na zły stan zdrowia musiała opuścić Łazduny i swoich uczniów.
Zamążpójście i rodzina
Wyjechała na roczne leczenie do Zakopanego i wkrótce potem poznała i poślubiła Zygmunta Leszczyńskiego. Wraz z nowo zaślubionym małżonkiem wyjechała do Brześcia nad Bugiem. Tam dochowała się dwóch synów. W 1937 powróciła wraz z mężem do Warszawy i tam zastała ją wojna.
II wojna światowa
Zygmunt, mąż Jadwigi został powołany do wojska, więc postanowiła zlikwidować wspólne mieszkanie na Żoliborzu i zamieszkać z synami u rodziców. Tam prowadziła tajny komplet szkoły podstawowej. Dzięki wstawiennictwu swej kuzynki Ireny Tomalakowej w 1941 roku Leszczyńska została zaprzysiężona i pod pseudonimem Magda (oto i wyjaśnienie drugiej części imienia i nazwiska z tytułu pamiętników) przyjęta do Związku Walki Zbrojnej Armii Krajowej. Przewoziła konspiracyjną „pocztę” na trasie Warszawa – Radom. Przeżyła wiele niebezpiecznych przygód, ale jednak długo unikała dekonspiracji. W czerwcu 1942 roku została wysłana w zupełnie nową trasę do Krakowa. Zorientowawszy się, że jest śledzona, zdołała zgubić „ogon”, ale musiała wrócić po informację i tym razem się nie udało. 2 lipca 1942 roku została aresztowana. Przeszła potworność gestapowskiego śledztwa i aresztowania na Montelupich w Krakowie, nikogo nie wydała. We wrześniu 1942 roku przewieziono ją do obozu koncentracyjnego w Auschwitz – Birkenau. Tam Jadwiga Leszczyńska stała się numerem 21170.
Obóz
W obozie zachorowała na tyfus plamisty, malarię i tzw. cholerę obozową (durchwal). Ocalenie zawdzięczała obozowym polskim lekarkom – więźniarkom, które w karcie wpisywały jej grypę. Gdyby ujawniły na co Jadwiga choruje, skończyłaby w komorze gazowej, a potem w krematorium. Jak wszyscy więźniowie przymierała głodem, znosiła głód, poniżenia, zimno i bicie. (…) Pomagała współwięźniarkom pisząc za nie listy po niemiecku. Wielokrotnie otarła się o śmierć, a przy życiu trzymała ją tylko siła woli i niebywała odwaga cywilna. Z jej dwudziestego pierwszego tysiąca przeżyło tyko siedem kobiet. W dzień swoich urodzin 21 lipca 1944 została karnie wyczytana na apelu i przeznaczona do wywiezienia z Oświęcimia „za obrazę narodu niemieckiego”…
Niezwykły incydent
Tę historię opowiedział nam profesor Leszczyński w swoim domu we Wrocławiu w kwietniu 2007 roku. Uznałam, że tu właśnie należy ją umieścić. Wzbudziła ona szalenie żywiołową reakcję towarzyszących mi nastolatków, zaś mną po prostu wstrząsnęła.
Któregoś dnia podczas obozowego apelu jedna z funkcyjnych Niemek szczególnie brutalnie zaganiała więźniarki do szeregu, nazywając je polskimi świniami i grożąc pozbawieniem całodziennej racji żywieniowej. Jadwiga Leszczyńska, nie mogąc opanować złości wykrzyknęła w swoim całkiem poprawnym niemieckim:
- Tego, co ugotują niemieckie kucharki, nawet najbardziej głodne polskie świnie by nie ruszyły!
Ta wypowiedź spowodowała przewiezienie jej do Ravensbruck, potem w obozie pracy przymusowej w obrębie miasta Berlina pracowała w fabryce sztucznego jedwabiu, a jeszcze później w fabryce baterii. (…)
Do Polski!
26 lutego 1945 roku obóz Jadwigi został zbombardowany, a ona sam korzystając z zamieszania uciekła. W ogródkach działkowych przebrała się w przypadkowo znalezione, cywilne ubranie i zgłosiła do Arbeitsamtu jako niepiśmienna, rosyjska kobieta. Wcielono ją do kolejnego obozu, który nie był już koncentracyjnym, ale niewiele się od niego różnił. Wraz z całą ekipą więźniów wywieziono ją na południe od Berlina, gdzie naprawiali zbombardowane tory kolejowe. Wykorzystując atak radzieckich „katiusz” znowu uciekła i przeszedłszy szmat drogi lasem, przekroczyła front. Od tego momentu cały czas zmierzała piechotą na wschód. Kiedy znalazła się wreszcie w Bolesławcu na Dolnym Śląsku jako oświęcimianka i była sanitariuszka została zabrana pociągiem sanitarnym do Poznania, skąd 7 maja 1945 dotarła wreszcie do Krakowa. Tam odnalazła ciotkę, która powiedział jej, że synowie i matka Jadwigi mieszkają w Zakopanem. Wreszcie po trzech upiornie długich latach znowu zobaczyła swoje dzieci i matkę (ojca w 1944 w Warszawie zamordowali gestapowcy).
Na Śląsk…
Wkrótce po powrocie do kraju Jadwiga Leszczyńska zamierzała zamieszkać w rodzinnej Warszawie, ale zrozumiała szybko, że przeszłość w AK grozi jej aresztowaniem, a już na pewno nie pozwoli znaleźć pracy zgodnej z posiadanymi kwalifikacjami. Nowa polska rzeczywistość nie dawała Jadwidze szans na zamieszkanie choćby w piwnicach dawnego domu rodziców. Przyjęła więc propozycję swego brata Władysława, inżyniera chemika i postanowiła pojechać za nim na „ziemie odzyskane” Tak zaczął się jej krótki, ale owocny związek z Pokojem…
Organizacja szkoły w Pokoju
Dalszy ciąg losów Leszczyńskiej poznaliśmy z jej pamiętników, rozmów z ludźmi, którzy ją jeszcze pamiętali (dwie kobiety), z krótkich notatek uzyskanych w Wojewódzkiej Bibliotece Pedagogicznej i w Instytucie Śląskim w Opolu.
Leszczyńskiej, warszawiance, gorącej patriotce nie było łatwo, zwłaszcza w pierwszych tygodniach pobytu wśród obcych jej pod wieloma względami Ślązaków. „Tutejsi ludzie w ogóle nie wierzą w żadne krzywdy, straty, cierpienia zadane nam przez Niemców. Nie wierzą w zbrodnie niemieckie popełniane podczas całej okupacji na Polakach i Żydach. Nie słyszeli nigdy i nie chcą wiedzieć o obozach koncentracyjnych, gettach, gazowaniu ludzi” pisze Jadwiga w swoim pamiętniku. Jej, więźniarce Auschwitz, Ravensbruck, obozów pracy przymusowej – przyszło pracować na terenie, gdzie Niemców uważano za „porzundnych”, a wielu autochtonów i ich dzieci posługiwało się jedynie językiem niemieckim. Jednak ta dzielna kobieta podjęła wyzwanie, nie pierwsze i zapewne nie ostatnie…
Konną furką jeździła do Opola po zeszyty, namiastki podręczników, doglądała remontu pierwszych izb klasowych, urządzała stołówkę, organizowała na nowo własne życie rodzinne…
We wtorek 28 sierpnia Leszczyńska poznała proboszcza ks. Helmuta Pawła Rupricha, który w pierwszy dzień nowego roku szkolnego poświęcił szkołę i odprawił inauguracyjną Mszę Świętą. Uznała go za bardzo sympatycznego, życzliwego innym człowieka.
Trudne początki
W szkole Jadwigi zapisano 153 dzieci, a tylko kilkoro z nich mówiło po polsku. Leszczyńska musiała posługiwać się znienawidzonym niemieckim, by móc nawiązać kontakt ze swymi uczniami otwarcie okazującymi polskiej nauczycielce niechęć i brak szacunku. Z czasem sytuacja nieco się unormowała, dzieci uczyły się w grupach wiekowych, po kilka godzin dziennie, na zmiany. Jadwiga wspomina, że wielu chłopców przychodziło do szkoły z nożami i używało ich do załatwiania rówieśniczych porachunków. Większość uczniów najłatwiej wychowywało się uderzeniami linijki…
Początkowe lekcje opierały się na próbach repolonizacji, nauczania języka polskiego bez podręczników, zeszytów… Leszczyńska próbowała śpiewać z dziećmi po polsku, ale jak sam mówiła: „Czy nie mogą opaść ręce, gdy po dwóch tygodniach wkuwania, powtarzania, najstarsza grupa zaśpiewa ci chórem :O cimio, ty cimio, sieroto – zamiast – ziemio sieroto”?
Jednak codzienne wysiłki powoli zaczynały wydawać owoce, zwłaszcza w przypadku młodszych dzieci, które nie zdążyły przesiąknąć antypolską propagandą uprawianą w szkołach na Śląsku.
Nowy nauczyciel
W kwietniu 1946 do szkoły w Pokoju przyjechał Jan Błoński – nowy nauczyciel, który odciążył ją nieco w pracy pedagogicznej. Jadwiga podjęła się pełnienia funkcji gminnego opiekuna sierot (dość licznych w owym czasie), opiekuna koła PCK. Dorabiała w fabryce sztucznego włosia i społecznie organizowała wszelkiego rodzaju szkolne występy i akademie. W 1947 roku otworzyła w Pokoju Gminną Bibliotekę, której księgozbiór stanowiły prywatne zbiory jej rodziny.
Rozstanie
W czerwcu 1947 roku po ośmiu latach powrócił z wojny mąż Jadwigi i razem przenieśli się do Opola. Leszczyńska wyprowadziła się z Pokoju…
Pożegnanie
W piękne, kwietniowe popołudnie 2007 jedenaścioro uczniów gimnazjum w Pokoju ze swoją nauczycielką otoczyło skromny, kamienny nagrobek. Profesor Leszczyński zaprowadził nas na grób swojej matki. Płomienie świec chwiały się w wiosennym wietrze, kwiaty tworzyły barwną plamę na szarej powierzchni grobu. Jadwiga odpoczywa w nim po swej długiej ziemskiej wędrówce. Pewnie zdziwiłaby się słysząc jak poprawną polszczyzną wypowiadają się potomkowie jej powojennych uczniów…
Gimnazjaliści odkryli powody, dla których Leszczyńska „szyfruje” nazwy miejscowości i nazwiska swoich współpracowników. Obawiała się Służby Bezpieczeństwa, dla której jej przeszłość w AK stanowiły powody do podejrzewania o „zdradę ojczyzny”…
Jadwiga Leszczyńska, pomimo, że niezwiązana z Opolszczyzną więzami rodzinnymi, pozostaje kimś, kto ma własne, trwałe miejsce w historii Pokoju. Kimś, kto nie wahał się odrzucić własnych uprzedzeń dla wypełnienia powierzonej sobie misji. Kimś godnym szacunku i pamięci następnych pokoleń.
Bożena Leśnik
Tematy pokrewne: Pamiętniki z lat 1944-1969 - Jadwiga Leszczyńska - WYZWOLENIE MAGDY ŁAZDUŃSKIEJ
Data publikacji: 23-11-2012 15:47